Każdy to zna, kiedy gorączkowo obracasz spadający klocek, aby idealnie wpasować go w przygotowaną szczelinę. Jakoś tak wyglądało nasze ostatnie zlecenie. Tylko te szczeliny były rozpaczliwie małe, a tym klockiem była dość nieporęczna przegubowa platforma robocza. Z nią musieliśmy przemykać między technologią a zawieszeniami świateł, aż do belek stropowych hali. Malowanie w zakładzie produkcyjnym firmy Benteler Automotive SK s.r.o. to był jendym słowem tetris.
Na papierze wyglądało to prosto: odkurzyć i oczyścić betonowe belki hali i pomalować je na biało. W praktyce jednak było to nieco bardziej skomplikowane. Pracować mogliśmy tylko w weekendy, kiedy produkcja miała być wstrzymana. Miała… W rzeczywistości cały czas unikaliśmy techniki. Produkcja zawsze ma pierwszeństwo.
W dodatku przez pierwsze dwa tygodnie wypożyczone platformy sprawiały nam kłopoty. Albo nie działały, jak powinny, albo bateria nie wytrzymywała, albo po prostu nie były technicznie dostosowane do naszej mrówczej pracy na wysokościach. Łatwo powiedzieć: pomalujcie sufit. Ale wznieść się na platformie na wysokość 14 metrów i uniknąć wszelkiej technologii i różnym zawieszeniom świateł było nie lada wyzwaniem. Czasami docieraliśmy do miejsca godzinę, aby pomalować je w 5 minut. Potem tą samą drogą wracaliśmy godzinę w dół. Najważniejsze to nie uszkodzić techniki! Ani klienta, ani naszej.
To był jednym słowem tetris. Mrówcza praca ze sporą dawką emocji. Jednak ciężka robota opłaciła się. Początkowo namawialiśmy zleceniodawcę, aby nie malować belek, tylko je odkurzyć, żeby beton i jego surowe piękno się wyróżniały. Dziś jednak wiemy, że to byłby błąd. Hala z lśniąco białymi belkami stropowymi wygląda po prostu „WOW”.